Adrian Prusik: PPK w erze clickbaitu

Gospodarcza dekoniunktura to najważniejszy sprawdzian jaki może przejść system PPK. Tymczasem na rynku medialno-politycznym zaczyna się właśnie dyskusja o tym co zrobić z pracowniczymi planami kapitałowymi przy rynkowej bessie.

Na medialnym poletku schemat wszędzie wydaje się podobny. Mocny tytuł z informacją, że na uczestników PPK padł strach, ich rachunki topnieją, ludzie myślą jak „ratować” oszczędności, po czym następuje uspokajający komunikat ekspertów – że trzeba patrzeć długoterminowo a emocje są wyjątkowo złym doradcą.

Schemat ten rozumiem. W mediach (zwłaszcza tych internetowych) liczy się przecież to co powoduje ruch, innymi słowy „żre” (jak sam to kiedyś nazywałem wspólnie z jednym znajomym redaktorem). Informacja pozbawiona emocji (najlepiej negatywnej) żre gorzej. Uczestników PPK w Polsce mamy ponad 2,5 mln, a każdy z nich powinien zainteresować się tym, że coś dzieje się złego. Oddanie głosu ekspertom i zarządzającym ma zapewnić spokój ducha. Wszak przecież całościowy przekaz kończy się racjonalną konkluzją, jakkolwiek dość lakoniczną. Fakt, że i tak 90% internautów przeczyta tytuł i lead, a do końca artykułu nie dobrnie (ewentualnie zapewnieniom nie uwierzy), wygodnie pomijamy.

Można też bronić tezy, że media jedynie informują o rzeczywistych emocjach uczestników PPK. Nie wiem na ilu uczestników rzeczywiście padł strach. Sam nie rozmawiałem ze zbyt wieloma a i moje skromne grono może nie być reprezentatywne. Ci z którymi rozmawiam nie boją się, a wręcz nawet się cieszą, że z każdą kolejną wpłatą na PPK ich fundusz kupi aktywa taniej. Mniej radośnie witali wpłaty, gdy rynki rozpędzone biły kolejne rekordy w każdym tygodniu. Jak widać, to kwestia perspektywy. Nie wiem z iloma z 2,5 mln uczestników rozmawiają dziennikarze i jaką oni mają perspektywę.

W tekstach dokładne cytaty z tych przestraszonych się nie pojawiają. Czy dziennikarze rozmawiali z grupą reprezentatywną? Czy rozmawiali z kimś w ogóle? Jeżeli nie, to nie tyle informują o rzeczywistych emocjach, co je tworzą.

Nie jest to jednak stawianie kogokolwiek pod pręgierzem, a jedynie obserwacja procesu z pozoru niewinnego, ale w rzeczywistości szkodliwego. To zresztą wycinek szerszej dyskusji na ile media kreują obraz i czy medialna kreacja czyni więcej szkód czy pożytku. Niezmienne jest to, że lepiej działać racjonalnie, a podstawa racjonalnego działania to wiedzieć czego się chce i podejmować decyzje, które mogą nam pomóc ów cel zrealizować.

W inwestycjach na rynku kapitałowym powszechnym celem jest zarobić. Prosta maksyma mówi, by kupować wtedy gdy jest tanio, a sprzedawać gdy jest drogo. Nic prostszego! Szkopuł w tym, że emocje działają zupełnie odwrotnie! Kierując się emocjami podejmujemy decyzje powodowani strachem, gdy rynki lecą na łeb, albo chciwością, gdy cały świat gna do góry jak szalony. W efekcie, emocje powodują, że inwestorzy kupują drogo i sprzedają tanio.

Nie jest to porada inwestycyjna, a jedynie stwierdzenie istnienia mechanizmu, któremu poddany jest człowiek, a który powoduje, że nic nie jest aż tak proste. Istnieje wiele zachęt do poddania się mu, w tym naturalna skłonność mediów do szukania emocji, które „żrą”. Dokładnie takich jak chciwość i strach.

W przypadku PPK nie chodzi wyłącznie o wymiar inwestycyjny, ale także publiczno-polityczny ze względu na to czym jest i czym ma być PPK. Nie jest przecież tajemnicą, że PPK ma wspierać (współtworzyć) system emerytalny. Poprzez PPK państwo mówi nam, że przyszli emeryci będą musieli polegać nie tylko na ZUS, ale także na własnych oszczędnościach.

To najpoważniejsze wyzwanie gospodarcze przyszłości – jak stworzyć wydolny system emerytalny w starzejącym się społeczeństwie. Obecny system nie ma prawa przetrwać, gdy emerytury będą wypłacane coraz dłużej (dłużej żyjemy), coraz większej liczbie osób, a sfinansować ma je coraz mniejsze grono pracujących.  Taki system, dzisiaj zwany solidarnością międzypokoleniową, w przyszłości stanie się międzypokoleniową rywalizacją. Na dzisiejszą stopę zastąpienia naszych rodziców, nie mamy szans, chyba że wspólnie zmusimy w przyszłości pokolenie naszych dzieci do płacenia przytłaczających podatków, które państwo przeznaczy na wyższe świadczenia emerytalne. Naturalnym pomysłem na rozwiązanie tego problemu jest system długoterminowych oszczędności z perspektywą emerytalną – taki jak PPK.

W interesie społecznym jest, by uczestnicy PPK taką perspektywę wybrali i byli jej świadomi. Z uczestników PPK czynić to powinno długoterminowych inwestorów, których perspektywa – jak w moim przypadku – sięga 20 lub 30 lat. Dużo ważniejsze niż to co dzieje się dzisiaj, będzie ważne to co będzie działo się za 20 lub 30 lat, a tego nikt nie wie.

Długoterminowa perspektywa oznacza, że więcej niż pewne jest to, że po drodze zdarzą się okresy dekoniunktury i spadków na giełdach. Zdolność „przetrwania” długoterminowego systemu, jakim jest PPK, przez chude lata gospodarcze jest kluczowym składnikiem powodzenia.

Dość banalna prawda jest taka, że przy giełdowej bessie wartość inwestycji w szeroki rynek także spadnie. Sam spadek (tak samo jak zysk) do momentu zamknięcia inwestycji jest papierowy. Czy z tego tytułu państwo powinno interweniować lub zmieniać coś w PPK? Takie pomysły przecież słychać. Pojawiają się one zawsze, gdy medialnie potęgowane emocje stają się zauważalne na poziomie politycznym. A jeżeli tak, to pytanie co ma się zmienić?

Z perspektywy systemowej potrzebne jest stabilne środowisko prawne oraz edukacja, która uczyni z uczestników PPK inwestorów świadomych swojego celu inwestycyjnego. To zadanie nie oznacza, że państwo nic nie powinno robić, jednak czyni zbędną biegunkę legislacyjną, o którą w dzisiejszych czasach jest najłatwiej.

Przeczytaj ten artykuł na profilu LinkedIn klikając w LINK