Boomersi wierzyli, że składki do ZUS-u to gwarancja spokojnej starości. Dziś młodzi dorośli wolą nie patrzeć w przyszłość — a już na pewno nie w stronę emerytury. — Podobnie jak w filmie „Nie patrz w górę”, gdzie zbliża się katastrofa, a wszyscy ją ignorują, tak dziś młodzi ignorują zagrożenie głodowych emerytur — mówi dr Marcin Wojewódka, prezes Instytutu Emerytalnego. 32-letni Kuba nigdy nie odkładał na starość. Gdy raz sprawdził prognozę emerytury z ZUS-u, zaśmiał się. — To luksus przyszłości, której nikt mi nie obiecał — mówi. I nie jest w tym osamotniony.
Jeszcze pokolenie boomersów wychodziło z założenia, że składki do ZUS-u są gwarancją spokojnej starości. Dziś trzydziestolatkowie mają zupełnie inne podejście. Dla wielu z nich emerytura to abstrakcyjna, wręcz mityczna przyszłość, której nie potrafią sobie wyobrazić. Zamiast planować ją systemowo, wybierają życie „tu i teraz” albo próbują budować niezależność na własną rękę — przez inwestycje, konta IKE, PPK czy nieruchomości. Nierzadko nie wierzą, że państwowy system w ogóle będzie miał im co wypłacić.
To pokolenie wychowane w czasach niestabilności: dorastało w cieniu kryzysów gospodarczych, dorosłość zaczynało na umowach śmieciowych, w pandemii uczyło się pracować zdalnie i obserwować szalejącą inflację. Trudno oczekiwać od nich długoterminowego zaufania do instytucji, gdy rzeczywistość co chwila podcina im nogi. A jednak — część z nich zaczyna coraz bardziej świadomie myśleć o finansowej przyszłości. Bo z tyłu głowy wiedzą, że starość to nie fikcja, tylko kwestia czasu.
— Część osób pewnie pamięta film z 2021 r. z Leonardo DiCaprio pod tytułem „Nie patrz w górę” (Don’t Look Up). W tym filmie do Ziemi zbliża się meteoryt, który niechybnie wywoła katastrofę niszczącą całą planetę. Jednakże wszyscy próbują zignorować ten problem, wypierając go ze świadomości. I podobnie jest z przyszłymi emeryturami młodych Polaków, a przede wszystkim z postawami tych osób wobec ich przyszłych świadczeń emerytalnych — uważa prezes Instytutu Emerytalnego, dr Marcin Wojewódka.
Takim przykładem jest Kuba, 32-letni grafik freelancer. Pytany przez nas o to, czy dba o zabezpieczenie przyszłej emerytury, przyznaje bez wahania, że nie robi w tej kwestii absolutnie nic. Wie, że powinien, ale — jak mówi — to „odległa rzeczywistość”, której nie ma dziś przestrzeni ani siły ogarnąć. Nie śledzi składek, nie loguje się do ZUS-u. Gdy raz to zrobił i zobaczył prognozę — nieco ponad tysiąc złotych — zareagował śmiechem. Według niego to nie są pieniądze, za które da się przeżyć. […]