– Docelowo w przyszłości, jak wrócimy do „prosperity”, to należałoby oskładkować w pełni umowy zlecenia. Ale obecnie to jest najgorsze z możliwych rozwiązań. Jest jak kulą w płot – komentuje w rozmowie z Gazeta.pl najnowsze plany rządu dr Marcin Wojewódka, wiceprezes Instytutu Emerytalnego, były wiceprezes ZUS. I ostrzega: – Rząd ma problem, bo kończy się kasa. Nie cofnie się przed żadnym nakładaniem nowych danin.
Mikołaj Fidziński, next.gazeta.pl: Rząd wraca do tematu pełnego ozusowania umów zleceń. W „Rzeczpospolitej” wiceminister rodziny, pracy i polityki społecznej Stanisław Szwed przyznał, że trwają prace nad zmianą w przepisach. W dzienniku mówił, że zmiany miałyby wejść w życie „jak najszybciej”. Później w PAP trochę się z tego wycofywał, tłumaczył że nic nie jest przesądzone. Jaka jest pańska opinia na temat wprowadzenia zasady, że składki ZUS płaciłoby się od każdej złotówki z każdej umowy zlecenia?
Dr Marcin Wojewódka, wiceprezes Instytutu Emerytalnego, były wiceprezes ZUS: Na dzisiaj, kiedy mamy epidemię i spowolnienie gospodarcze, nakładanie nowych zobowiązań publicznoprawnych jest zwiększaniem kosztów pracy i działaniem głównie po to, żeby więcej pieniędzy wpłynęło do budżetu państwa. Chodzi o to, żeby Fundusz Ubezpieczeń Społecznych dostał więcej składek, dzięki temu potrzebne będzie niższe zasilenie go z budżetu. To skok na kasę.
Ale żeby była jasność – zapowiadano to już od pewnego czasu. To nie jest królik z kapelusza…
Według przyjętego w zeszłym roku „Wieloletniego Planu Finansowego Państwa”, pełne składki ZUS od umów zleceń miały nawet obowiązywać od początku 2020 r.
Obecnie to jest najgorsze z możliwych rozwiązań. Jest jak kulą w płot. Właśnie po to, żeby teraz odbudowywać biznesy, wręcz należałoby np. wprowadzić podatki liniowe, zmniejszać bieżące zobowiązania, motywować do długoterminowych inwestycji, wprowadzać ulgi prorozwojowe, a nie zwiększać koszty zatrudnienia.
Nie oszukujmy się. Jak właściciel restauracji umawia się np. na 25 zł za godzinę z kelnerem, to umawia się de facto na netto. Po ozusowaniu kelner dalej będzie oczekiwać tych 25 zł netto, a przedsiębiorcy wzrosną koszty płacy. A żeby nie wzrosły, to pójdzie w szarą strefę i będzie prawdopodobnie kombinował pod stołem.
Natomiast docelowo w przyszłości, jak wrócimy do „prosperity”, to należałoby oczywiście oskładkować w pełni umowy zlecenia. Ale trzeba było to zrobić w zeszłym roku, gdy była koniunktura gospodarcza, nie było problemów. […]