Syn zapytał mnie: „Tato, pracujesz w ZUS? Bo w szkole powiedzieli, że to bankrut” – prof. Paweł Wojciechowski w wywiadzie dla NEWSWEEK

Nikt w państwie nie wie, ile tak naprawdę dopłacamy do przywilejów ponad 30 grup zawodowych w powszechnym systemie emerytalnym, który z założenia miał być jednolity. Jakąkolwiek reformę trzeba zacząć od zrobienia w tym porządku. Z Pawłem Wojciechowskim, byłym ministrem finansów oraz byłym głównym ekonomistą ZUS, rozmawia Konrad Sadurski.

 

NEWSWEEK: Czy warto rozmawiać o tym, że ZUS – jak powiedziała ministra Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz – działa jak piramida finansowa? Albo o podniesieniu wieku emerytalnego, co politycy i rządzącej koalicji, i opozycji wykluczają?

PAWEŁ WOJCIECHOWSKI: Emerytury nie należą do kompeten­cji Ministerstwa Funduszy i Polityki Regionalnej. Stawiane przez minister Pełczyńską-Nałęcz tezy nie są nawet stanowiskiem jej partii Polska 2050. Wygląda więc na to, że to były jedynie indywi­dualne poglądy, i to mało spójne. Bo jeśli ZUS jest niby-piramidą finansową, to propozycja podniesienia wieku emerytalnego ozna­czałaby trwanie w systemie, który musi się zawalić!

Obie te wypowiedzi były bardzo niefortunne, ponieważ podwa­żają zaufanie zarówno do systemu emerytalnego, jak i do koa­licji 15 października.

Podniesienie efektywnego wieku emerytalnego od lat zalecają nam zrzeszająca najbogatsze kraje OECD i Komisja Europejska. A zrównanie czasu przechodzenia na emerytury dla kobiet i mężczyzn jest nawet jednym z kamieni milowych w Krajowym Planie Odbudowy. I nic. Ministra rodziny i pracy Agnieszka Dziemianowicz-Bąk zaprzecza, by doszło do zrównania wieku emerytalnego.

  • Podstawowe pytanie nie dotyczy tego, czy jest przestrzeń po­lityczna na podniesienie ustawowego wieku emerytalnego, ale czy to powinien być główny cel zmian systemowych. Postulaty mogą dotyczyć podniesienia wieku efektywnego, czyli oferowa­ nego bonusu za wydłużenie aktywności zawodowej. Wynika to z prostej matematyki – dłużej pracujemy, mamy wyższą eme­ ryturę. Spada też presja na finanse państwa albo raczej przesu­ wa się w przyszłość, ponieważ z uzbieranych w czasie dłuższej pracy składek później trzeba wypłacać wyższe świadczenia. Ale ta prosta matematyka się kończy, kiedy wchodzimy w detale.

W powszechnym odczuciu ten system nie jest sprawiedliwy.

  • I od tego trzeba zacząć. Przecież fundamentem systemu zbu­dowanego 25 lat temu miało być to, że nie każdemu po równo, tylko sprawiedliwie – ile odłożysz na swoim koncie składek, taką potem dostaniesz emeryturę. To było też bardzo, dobre dla pokolenia naszych dzieci, które nie chcą odpowiadać za długi rodziców. Zasada tak zwanej zdefiniowanej składki to był Świę­ty Graal naszego systemu i obowiązuje we wszystkich trzech fi­ larach – ZUS, OFE i dobrowolnych formach oszczędzania na emeryturę.

Ten system był bardzo nowoczesny i stanowił wzór dla całego świata. Potem, głównie pod presją grup interesów, zaczęto przy nim majstrować. I tak powstał golem [bezwolny, bezmyślny ol­brzym uosabiający niszczące siły- red.].

Z założenia system miał być powszechny i obejmować wszystkie grupy zawodowe.

  • Z systemu wyłączeni są sędziowie, prokuratorzy oraz służby mundurowe, do których należą wojskowi i policjanci. A w samym systemie powszechnym, który z założenia miał być jednolity, wy­stępuje ponad 30 preferencji dla różnych grup zawodowych. Ci, którzy wywalczyli sobie przywileje, utrwalają je, a nawet walczą o nowe. Górnicy na przykład – a od niedawna również działacze górniczych związków zawodowych – mogą przechodzić na emerytury wcześniej. Za osoby duchowne składki płacone są z Fun­duszu Kościelnego.

Dlatego jakąkolwiek reformę trzeba za­cząć od zrobienia w tym porządku.

Skoro brak woli politycznej, żeby zmieniać ustawowy wiek emerytalny, to będzie wola, by ograniczać przywileje?

– Nie twierdzę, że należy ograniczać, tyl­ko najpierw je ujawnić. I obliczyć, ile do każdej uprzywilejowanej grupy – zawodo­wej lub społecznej – dokłada państwo, a ile pochodzi z płaconych składek. Powiedz­my też ludziom prawdę, że jeśli ktoś pobie­ra świadczenia z powszechnego systemu emerytalno-rentowego, czyli z ZUS, to ono wynosi teraz średnio 3,3 tys. zł i państwo dofinansowuje je w mniej więcej 25 proc. Ale jeśli ktoś jest rolnikiem, to jego emeryturę z KRUS (przeciętnie 1,8 tys. zł) państwo finansuje w 95 proc. Co znaczy, że ten system jest całkowicie niewydolny i tylko 5 proc. emerytury finansowane jest ze składek rolnika.

Obliczmy, ile dopłacamy ze wspólnych po­datków do przywilejów służb munduro­wych, nauczycieli, sędziów prokuratorów oraz górników osób prowadzących dzia­łalność gospodarczą. Przed rozważaniem zmiany parametrów trzeba zrobić rzetel­ną analizę już istniejącej redystrybucji, która dokonuje się za pośrednictwem bu­dżetu państwa, oraz sprawdzić, czy się ona pogłębi np. po podniesieniu wieku emerytalnego lub zmianie zasad waloryzacji.

Nikt w państwie nie wie, ile tak naprawdę dopłacamy do przywilejów emerytalnych?

– Takich analiz nikt nie podjął, ponieważ dane są rozproszone po poszczególnych resortach. Wraz z objęciem funkcji, gdy minister staje się dysponentem budżeto­wym na wypłatę środków, wchodzi w buty obrońcy przywilejów branżowych. Nawet dostęp do tych danych staje się politycz­nie wrażliwy. Gdy byłem głównym ekono­mistą ZUS kierowałem pracami reformy podatkowej „jednolita danina”, udało się przynajmniej rozpocząć proces scala­nia baz danych ZUS i Ministerstwa Finansów, ale to daleko za mało, ponieważ największa redystrybucja nie występuje w systemie powszechnym, tylko pomię­dzy różnymi podsystemami. […]

Czytaj dalej […]